poniedziałek, 21 lipca 2014

Jeden.

-Ola – jęczała mi nad uchem siostra.
Już nie spałam, leżałam z zamkniętymi oczami i tylko udawałam, że śpię. Na jej budzenie starałam się nie reagować.
-Olka, no do cholery! Wstawaj! – krzyknęła.
-Jezu, przestań... – przykryłam się kołdrą.  
Długo nie nacieszyłam się ciepłem, oraz wygodnym łóżkiem. Lena odkryła mnie, złapała za nogę i zrzuciła na podłogę po czym zaczęłam gilgotać.
-Przestań idiotko! – rzuciłam opryskliwie w jej stronę. – Która godzina? 
-6:20 Pani Piechocka – odparła.
-Ty jesteś nienormalna budzić mnie o tej porze... niedoczekanie – odsunęłam się od siostry i podrapałam po głowie.
-Dobrze wiesz, że o 7:15 mam autobus do szkoły. Więc spinaj dupę i idź robić śniadanie, a ja idę do łazienki.
-Ej, ej! Jak Ty się do mnie odzywasz? – wstałam. – Troszeczkę grzeczniej i nie rozkazuj mi, wiem co mam robić.  – skarciłam ją.
-No siostro, no – podeszła do mnie i przytuliła. – Przecież wiesz, że cię kocham, prawda?
-Mhm – wyszłam z jej objęć. – Idź do tej łazienki.
Zmierzyłam ją wzrokiem i odeszłam. Przecierając oczy i głośno ziewając weszłam do kuchni. Przeciągając się rzuciłam okiem na zegarek, który się zatrzymał. Widocznie wyczerpały się baterie, będę musiała je kupić.
Otworzyłam lodówkę, wyjęłam potrzebne składniki, przygotowałam sobie deskę do krojenia, wyciągnęłam nóż z szuflady i zabrałam się za przygotowywanie porannego posiłku. Wiedziałam, że Lena nie zrobiła sobie kanapek do szkoły. Z wielką niechęcią zrobiłam jej dwie kanapki i zawinęłam w folię, po czym włożyłam do małego, specjalnego pojemniczka, który śmiało zmieści w torbie.
Zaparzyłam dwie herbaty i drapnęłam z półki swój telefon. Od dwóch dni nie odczytywałam, nie odbierałam żadnych przychodzących wiadomości oraz połączeń, co wiąże się też z tym, że nie odpisywałam.
Miałam kilka nieodebranych połączeń od Radka, oraz jakieś SMS-y od Operatora, które szybko usnęłam. Nie raczyłam nawet oddzwonić do chłopaka. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim, a po drugie to pewnie jeszcze spał. Dopiero o godzinie 11 zaczyna pracę. A gdzie? Radosław pracuje jako statystyk jakiegoś siatkarskiego klubu. Chyba Jastrzębskiego Węgla, jeśli się nie mylę. 
Czasami oglądam siatkówkę, ale tylko z przymusu, bo Lena kocha ten sport. Mnie on za bardzo nie interesuje. Jednak przyznam szczerze, że oglądając spotkania drużyny z Jastrzębia gdzieś w środku emocje biorą górę. Byłam nawet na kilku meczach, bo oczywiście siostra nie miała z kim iść. 
Zabierała mnie na te mecze pod pretekstem, że jej koleżanki nie mają biletów, albo nie mogą iść.
Niechętnie, ale zawsze się godziłam. Przyznam się, że nawet kiedy Lenie udało się "złapać" jakiegoś siatkarza, to podczas robienie zdjęcia strasznie się stresowałam, a nogi mi się troszeczkę trzęsły. 
Nawet sama mam zdjęcie z jakimś Kosokiem. Czytałam o nim trochę w Internecie. No bo przecież trzeba wiedzieć z kim ma się zdjęcie, prawda? Spędził kilka lat w Rzeszowie, a teraz przeniósł się do Jastrzębia. Podobno walczy o to, aby znowu został uznany w oczach trenera reprezentacji Polski i reprezentował kraj z Orzełkiem na piersi.
Dobra, mniejsza z tym. Co mnie obchodzi siatkówka i jakiś Kosok, z którym mam zdjęcie? 
Mam ważniejsze sprawy na głowie...

Usiadłam do stołu i bez siostry zaczęłam konsumować przygotowane przeze mnie kanapki. Po chwili Lena dołączyła do mnie.
-Co dzisiaj będziesz robić? – zadała mi pytanie.
-O 9 idę do salonu, ale tylko na chwilę. Muszę wywiesić kartkę i dać ogłoszenie do gazety, że poszukuję kogoś do pomocy. Nie daję już sobie tam rady...
-Olka, przecież ja Ci mogę pomóc 
 – zaproponowała.
-O co to, to nie!  – uniosłam się.  – Ty masz szkołę moja droga, a niedługo koniec semestru, więc raczyłabyś podnieść oceny. Szczególnie, że to Twój ostatni rok w gimnazjum i chyba chcesz później iść do dobrej szkoły oraz mieć dobry zawód, prawda?  – powiedziałam na jednym oddechu.
-Ja chcę do sportowej...
-Lena, zastanów się. Nie wyżyjesz z tego. Poza tym, sądzisz, że masz jakieś szanse? Wiesz jak jest ciężko z tym i jaka jest konkurencja. I chyba nie chcesz skończyć tak, jak ja? 
-Przesadzasz  – spierała się.
-Mówię jak jest. Rodzice nie mieli pieniędzy na moje studia, więc skończyłam tak...
-Teraz obwiniasz mamę i tatę?! 
 – podniosła się i spojrzała na mnie.
-Nikogo nie obwiniam!  – tłumaczyłam. – Było minęło, siadaj i jedz.
-Jezu, Olka jesteś okropna – usiadła z powrotem na krześle.  – I tak pójdę do Szkoły Sportowej.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz, masz jeszcze trochę czasu i tysiąc razy zmienisz decyzję  – wzięłam kolejną kanapkę. – Wracając do tematu. Później pojadę na zakupy, bo trochę pusto się zrobiło w lodówce, spotkam się z Radkiem, a wieczorem pojedziemy razem na grób, do rodziców.
Dziewczyna pokiwała głową i popiła herbatą. 
Dokończyłyśmy jeść śniadanie i każda z nas poszła w swoją stronę. Mianowicie Lena odwiedziła kolejny raz łazienkę. Musiała poprawić swoją fryzurę przed wyjściem. Trochę denerwowało mnie jej zachowanie, ale może przesadzam? 
Za pamięci włożyłam jej do torby kanapki i wróciłam do kuchni. Włożyłam naczynia do zmywarki, starłam ze stołu, podlałam kwiatki na parapecie. Poczułam, że siostra całuje mnie w policzek i żegna się, ponieważ musi już iść na autobus. Życzyłam jej miłego dnia, oraz powiedziałam, żeby zaraz po szkole wracała do domu. 
Gdy zostałam sama posprzątałam tak jak codziennie. Dbałam o dom, ponieważ chciałam, aby było w nim czysto tak jak było, gdy żyli rodzice.
Od ich śmierci minęły 4 miesiące. Można powiedzieć, że zrobiłam mały krok do przodu, jednak wciąż nie mam na nic ochoty. Czasami chciałabym wszystko zostawić, wyjechać gdzieś daleko. Z dala od wszystkich. Jednak nie mogę. Ta szara codzienność, z którą sobie nie radzę z dnia na dzień jeszcze bardziej mnie przeraża. Jak dobrze, że mam Lenę. Mimo, że czasami pyskuje, to potrafi mnie pocieszyć. 

Kilka minut po 9. wybrałam się na miasto. Dom, w którym mieszkałyśmy był położony 4 kilometry za Jastrzębiem. 

Miałam szczęście, że wyruszyłam rano, a nie w godzinach szczytu. Dotarłam do salonu i pierwsze co zrobiłam to wywiesiłam kartkę na drzwiach z ogłoszeniem, że chętnie przyjmę stażystkę. 
Wyszłam na zewnątrz i przekręciłam dwa razy kluczem. Schowałam je do torebki i udałam się do samochodu. W mgnieniu oka znalazłam się w jakimś SuperMarkiecie. Chodziłam w różnych przedziałach i brałam niezbędne rzeczy. Drętwe spojrzenia ludzi mnie przerażały. No cholera, czy ja im coś zrobiłam?!
Wkurwia mnie już to wszystko. To, że straciłam rodziców, to nie znaczy, że jestem jakaś inna czy coś.
Chciało mi się płakać. Próbuję jakoś wyjść z tego cholernego dołka, a tutaj takie rzeczy...
A może ja za bardzo histeryzuję? Może tylko mi się wydaje? 

Boże, dlaczego? Co takiego zrobiłam źle? Dlaczego życie mnie tak skrzywdziło? 
Dokończyłam robić zakupy i czym prędzej wyszłam ze sklepu. Włożyłam artykuły spożywcze do bagażnika, a kiedy tylko zasiadłam przed kierownicą zaczęłam płakać. 
Niech ktoś mi powie dlaczego!?
Oparłam się i wyciągnęłam z torebki chusteczki. Wytarłam łzy oraz poprawiłam makijaż. Wzięłam głęboki oddech i odpaliłam silnik.
  Po drodze zrobiłam wszystkie opłaty. Niechętnie wróciłam do domu. Rozpakowałam zakupy, a później zadzwoniłam do Radka. No tak, nie chciałam z nim rozmawiać, ale kiedyś musiałam to zrobić. 
Mężczyzna ucieszył się moim telefonem wykonanym do niego. Starałam się być miła, przynajmniej próbowałam. Umówiliśmy się, że jutro, zaraz po mojej pracy spędzimy resztę dnia razem. Nie było mi to na rękę, bo wcale nie chciałam. Poza tym, miałam inne obowiązki. No, ale już dobrze. Niech będzie...
Nie mogę go tak unikać. A może najlepszym sposobem byłoby rozstanie? Skoro zaczęłam go tak nie trawić, to po co z nim jestem?
Nie wiem, mam mętlik w głowie. Te pytania mnie wykończą.

Nosz kurwa mać! Czasami mam ochotę zamknąć się w jakimś pomieszczeniu i zacząć krzyczeć. 
Wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Nie potrafię przestać o tym wszystkim myśleć.
Ola, spokojnie. Olu, kochanie nie denerwuj się...
Oby trochę ochłonąć poszłam wziąć zimny prysznic. Pozwalałam zimnym kroplom wody spływać po moim nagim ciele. Jednak do moich oczu wciąż napływały łzy.


Popołudniu zrobiłam obiad. Rozłożyłam talerze i czekałam na Lenę, ponieważ lada moment powinna być ze szkoły. Wcześniej zrobiłam jeszcze lekki makijaż, żeby nie zauważyła, że płakałam.

Kilka minut po godzinie 15. przyszła moja siostra. Wspólnie zjadłyśmy przygotowany przeze mnie posiłek. 16 latka niczego nie zauważyła. I bardzo dobrze, bo znowu chciałaby abym poszła do psychologa...
-Jak było w szkole?
 – zapytałam zmywając naczynia. 

-Dobrze, dostałam piątkę z matematyki! A, i czwórkę z fizyki  – chwaliła się.
-Oo, za co takie ładne oceny? – uśmiechnęłam się.
-Z matmy to za kartkówkę z algebry, a z fizyki za odpowiedź ustną.
-Cieszę się. Oby tak dalej.
-Rodzice pewnie też byliby ze mnie dumni...
-Lena, proszę Cię
 – podeszłam do niej. – Nie mów tak, nie możesz nawet tak myśleć.

-I kto to mówi – spojrzała w górę próbując powstrzymać łzy.
Przytuliłam ją i pocałowałam w czoło. Mi też było ciężko, ale musiałam w takiej sytuacji powstrzymać się od płaczu. Jezu, jaka ja jestem słaba...
-Już, spokojnie... Poradzimy sobie same. Będzie dobrze, Mała 
– próbowałam się uśmiechnąć.

-Ola, możemy jechać teraz na cmentarz? 
-No dobrze – odsunęłam się od mojej jedynej siostry. – Możemy jechać. 
Zebrałyśmy się i pojechałyśmy w miejsce, gdzie spoczywały ciała naszych rodziców.
Przez całą drogę żadna z nas się nie odzywała. Było słychać tylko muzykę płynącą z odbiornika radiowego. 
Znowu kilka łez wypłynęło z moich oczu. Pomodliłyśmy się, zostawiłyśmy kwiaty, zapaliłyśmy znicz i wróciłyśmy do domu. 
  Wieczorem kolejny raz musiałam oglądać mecz. Usiadłam wygodnie na kanapie, wzięłam do ręki przygotowany kilka minut później popcorn i zaczęłam oglądać spotkanie.
Podczas końcowych akcji seta ciarki przechodziły mi po plecach. 
"Masny do Kosoka, zagrał krótką. Broni Paweł Zagumny! Bez rozgrywającego są teraz kędzierzynianie, mają kontrę... ale tutaj wybronili się jastrzębianie i to teraz oni mają kontrę. Jeszcze raz Michał gra do Grzegorza, tak jakby chciał aby środkowy zakończył ten mecz. I... koniec! Pawłowi nie udało się obronić, a miał tą piłkę na rękach."
-No i pięknie! – krzyknęła Lena. – Hej Jastrzębie! 
-Cśś... chcę wiedzieć kto MVP czy jak to się nazywa – uspokoiłam ją.
" [...] Teraz poczekajmy, zaraz dowiemy się kto został najbardziej wartościowym zawodnikiem dzisiejszego meczu... A jest nim Kosok! No, wydaję mi się, że zasłużona nagroda. Dzisiaj Grzegorz pokazał jakim jest walczakiem..."
-To ten co robiłaś mi z nim zdjęcie? – zapytałam.
-Tak, to jest środkowy. 
-Domyśliłam się, widziałam, że atakuje ze środka, taka głupia nie jestem... – zmierzyłam ją wzrokiem.
-Oj dobra, dobra. Przystojny jest, no nie? – wyszczerzyła się.
-Leeena.... – przeciągnęłam.
-No mów, nie powiem Radkowi – śmiała się.
-Nie mogę zaprzeczyć, jest przystojny – przyznałam.  Ale czy o to w tym chodzi? Chyba nie.
-Wiedziałam! 
-Młoda Panno, lekcje odrobione? 
-Jak najbardziej – spoważniała. 
-A nauczona na jutro?
-Tak Aleksandro – uśmiechnęła się.
-Nie tak oficjalnie – zaśmiałam się. – No dobrze, wierzę. Co chcesz na kolację?
-Nic, jak zgłodnieję to sama sobie coś zrobię. Ola, musimy porozmawiać – zaczęła.
-Zamieniam się w słuch...
To co mi powiedziała bardzo mnie zaskoczyło. I wydawało mi się, że to trochę chory pomysł. Lena chciała abym załatwiła od Radka bilety na mecz Jastrzębskiego Węgla i Lotosu Trefla Gdańsk, który odbędzie się za dwa dni. Obiecałam jej, że spróbuję. Porozmawiam z Radosławem, jednakże od początku nie spodobał mi się ten pomysł. A po drugie, nawet jeżeli dostałabym bilety to i tak musiałabym iść na ten mecz. 
Po kolacji poszłam od razu do łóżka. Bardzo szybko odpłynęłam w Krainę Morfeusza. To dziwne, ponieważ zawsze miałam problem z zasypianiem...




***
Dzień Dobry. :)
Witam Was rozdziałem numer JEDEN! 
Do oceny pozostawiam go Wam.
Ja pomału wkręcam się w historię Aleksandry oraz Leny... ;>
Przyznam szczerze, że jestem pod wielkim wrażaniem, jak dużo komentarzy pozostawiliście pod prologiem! 
Ale również wyświetlenia... jednak o tym pisałam na Facebook'u :))
Czytam + komentuję = motywuję. <3
Tak więc ja się nie rozpisuję, drugi rozdział za kilka dni.
Pozdrawiam bardzo serdecznie! :*

wtorek, 15 lipca 2014

Prolog.

 Dzień, jak co dzień. Nic się nie działo. Zdążyłam posprzątać, kiedy usłyszałam, że małe słoniki, które wiszą nad drzwiami obijają się o siebie. Oznaczało to, że mam kolejnego klienta.
-Aleksandra, dziecko ty moje! Jesteś tu? – zawołała Danuta, moja matka.
Obróciłam się i podbiegłam do rodzicielki. Mocno ją przytuliłam. 
-Postanowiłam, że zawitam w twoje progi  – kontynuowała. – Chciałabym, abyś jakoś ładnie mnie uczesała. Bowiem dzisiaj razem z ojcem wybieramy się na imprezę urodzinową do Marysi. Na pewno wiesz, o którą mi chodzi – dokończyła.
-Nie ma problemu mamuś  uśmiechnęłam się.  Usiądź, ja przygotuję wszystko. Przy lustrze leży gazeta z ciekawymi fryzurami. Obejrzyj, może coś ci się spodoba.
No i proszę, jej się w życiu nie spodziewałam! Tak bardzo cieszyłam się, że wreszcie do mnie przyszła. Chociaż to jest również zaskoczeniem, ponieważ bardzo rzadko korzystała z moich usług.
Jako małe dziecko uwielbiałam bawić się w fryzjerkę, a moją klientką zawsze była matka. 
Teraz mogę wykazać się swoimi małymi umiejętnościami.
Mama miała bardzo grube i długie czarne włosy. Zawsze marzyłam, aby takie mieć. Jednak Bóg chciał inaczej.
Zabrałam się do pracy.
-Oluś, opowiadaj. Co u ciebie słychać?  rozmowę rozpoczęła mama.
-Wszystko jest dobrze. Bardzo dużo ludzi ostatnio odwiedza mój salon, co mnie bardzo cieszy. Natomiast czuję, że nie daję już sobie rady sama  starannie myłam włosy rodzicielki.
-To może kogoś zatrudnisz do pomocy? 
-Myślałam o tym. I wiesz, chyba tak zrobię.
-Mama ma zawsze rację  zaśmiała się.
-No pewnie! A jak u Leny? Co w szkole?  zaczęłam zadawać podstawowe pytania.
-A, nawet dobrze. Musi poprawić oceny z matematyki, bo wygląda to nieciekawie. Ale tak jest wszystko w porządku. Tylko jedna rzecz, która mi się trochę niepokoi to, to że zaczęła interesować się chłopakami...
-Mamuś, nie przejmuj się. Lena poprawi stopnie, zobaczysz! A to, że zaczęła interesować się chłopcami, to normalne. Pamiętasz, jak było ze mną?  zaśmiałam się.  Ona jest rozważna, na pewno nie zrobi jakiegoś głupstwa, żeby później żałowała.
-To prawda. Jednak jak będziesz mamą, to sama się przekonasz jak to jest.
Uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam suszyć włosy Danuty. 
Z jej włosów udało mi się zrobić przepiękną fryzurę, że postanowiłam uwiecznić mój czyn poprzez wykonanie zdjęcia.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest to nasze ostatnie spotkanie...
Mama wraz z ojcem zginęli. W drodze do Marianny, która obchodziła urodziny ulegli wypadkowi samochodowemu. Niestety, oboje "zostali na miejscu".
Nawet nie zdążyłam się pożegnać. Powiedzieć najważniejszych rzeczy. 
Już nigdy z nimi nie porozmawiam na tym świecie. Już nigdy nie poczuję ciepła matki, ojca. Już nigdy nie będziemy siedzieć wspólnie przy ognisku. Już nigdy nie zaśpiewamy ulubionych piosenek. Już nigdy nie wytniemy sobie jakiegoś żartu. Już nigdy się nie pokłócimy. Już nigdy nie zjemy wspólnie obiadu...
Już nigdy nie będzie, tak jak dawniej. Pozostały tylko najlepsze wspomnienia w formie zdjęć, czy nawet rzeczy. 
Jedno wiem, kiedyś się spotkamy, tam... u góry.

Po tej całej uroczystości (jeżeli można to tak nazwać) całkowicie zamknęłam się w sobie.

Z moim chłopakiem, Radkiem zaczęliśmy się kłócić. Jedyne co, to siostra mnie się rozumiała i wspierała.
Wprowadziła się do mojego małego mieszkania. Jednak nie na długo, ponieważ zadecydowałyśmy, że przeprowadzamy się do domu, w którym mieszkali rodzice, oraz ona - Lena. 
Na początku byłam temu przeciwna, ale ostatecznie się zgodziłam. 
Wszystkie ubrania mamy wyrzuciłyśmy, ponieważ za dużo nam przypominały. Z wielkim bólem oddawałyśmy ubrania ojca. Zresztą, płaczu było niemało. 
Wszystkie zdjęcia schowałyśmy na strychu. Pozostało tylko jedno, zrobione kilka dni przed ich śmiercią tragiczną. Powiesiłyśmy je w salonie. Resztę rzeczy należących do naszych rodziców schowałyśmy, bądź oddałyśmy.
Była to tylko i wyłącznie moja decyzja. Być może postąpiłam źle. Ale nie potrafiłabym normalnie tam funkcjonować. Starałam się o wszystkim zapomnieć, jednak łatwo nie było. Chociaż to wiadome. Do końca życia pozostanie pustka, pustka w małym serduszku.
Lena jako młodsza dziewczyna radziła sobie lepiej. Nie wracała do przeszłości. A ja za każdym razem, gdy kładłam się spać wracałam wspomnieniami...
Niejeden raz rodzice mi się śnili, nie raz myślałam, że to tylko sen i zaraz się z niego obudzę, a wszystko będzie tak jak kiedyś...

Po kilku miesiącach wróciłam do pracy i do obowiązków. Musiałam utrzymać siebie, Lenę i dom. Radek starał się mi pomóc, jednak jego obecność zaczęła mi bardzo przeszkadzać. Starał się, aby było mi jak najlepiej. Jednak on mnie nie obchodził. To było bardzo dziwne uczucie.
W salonie, za każdym razem panowała niezręczna cisza. Każdy kto przychodził mówił tylko co sobie życzy. Nic więcej się nie odzywał. Dobrze wiedzieli, jaka tragedia spotkała moją rodzinę, a w szczególności mnie i Lenę.
Zaczęłam korzystać z pomocy psychologa. Oczywiście za namową Leny, bo sama nigdy bym tam nie poszła. Ona widziała, jak jest mi ciężko, widziała, że sobie nie radzę. Dziwisz mi się? A może jest to spowodowane tym, że zawsze byłam córeczką mamusi i tatusia? A po skończeniu 18 lat, ciężko było mi się wyprowadzić z domu i być samodzielnym?
Musiałam siebie uświadomić, wbić do głowy, że życie toczy się dalej. I to co było, już nie wróci...
Łatwo powiedzieć, trudno zrobić, prawda?


_______

Witam po raz kolejny ;)
Pojawiam się z tym skromnym prologiem. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, a ja postaram się jak najbliżej przedstawić Wam historię życia Aleksandry. :)
Obiecuję też, że niedługo pojawi się kolejny bohater... jednak musicie troszkę poczekać :)
Za kilka dni pojawi się jedynka. 
Czytam + komentuję = motywuję. ;)
Jeżeli ktoś to czyta, to proszę o zostawieniu w komentarzu nawet jednego słowa (funkcja dodawania komentarzy z konta anonimowego została również włączona). Chcę zobaczyć, ilu was tutaj jest. ;)
pozdrawiam.,
Jullaa.